R18: J.R. Ward - "Upadłe anioły"
R18: "Upadłe anioły"
Witam!
Dzisiejszego wieczoru zdecydowałam, że zrecenzuję najnowszą powieść pt. "Upadłe anioły", mojej jednej z ulubionych amerykańskich autorek - J.R. Ward. Z autorką spotkaliście się wcześniej na moim blogu, przy okazji recenzji cyklu "Bractwa Czarnego Sztyletu". Po "Upadłe anioły" sięgnęłam z dużą doza rezerwy związaną z obawą, że nowa seria nie podoła spektakularnemu sukcesowi poprzedniczki. Tak na prawdę zastanawiam się dalej nad faktem czy nowość poradzi sobie z utrzymaniem wysokiego poziomu, który autorka sobie dość wysoko ustanowiła, ale... może od początku:
Oczywiście ucieszyłam się przeogromnie, gdy dowiedziałam się, że Pani Ward zamierza rozpocząć nowy cykl. Na początku czytałam wszelkie newsy i informacje, ale im dłużej czekałam to ciągle gdzieś tliła się we mnie wątpliwość. Jednak zaryzykowałam i gdy książka ukazała się w księgarni to ją kupiłam. Bez przesadnego szału. Chyba półtorej miesiąca po polskiej premierze. I co? No i zaczął się problem. Sięgnęłam po książkę i czytając pierwszą połowę ciągle gdzieś liczyłam, że zaraz zza rogu wyskoczy jakiś bohater "Bractwa". Wiem, że to błąd, ale jednak "Bractwo" podobało mi się tak bardzo i wryło się tak mocno w moją literacką duszę, że wciąż strona za stroną popełniałam ten błąd i porównywałam "Upadłe" do "Bractwa". Nie powinnam była tego robić. Myślę, że autorka nie ma na celu pisania czegoś podobnego do siebie bo to by było bez sensu. Zatem zmieniłam swój sposób myślenia o "Upadłych" i wzięłam na wstrzymanie swoje porównania.
Książka opisuje, chyba najczęściej poruszany temat w świecie literackim. Odwieczną wojnę pomiędzy dobrem i złem - Niebem i Piekłem. W swoim życiu wśród książek zetknęłam się już z tym problemem wiele razy. Każdy autor według swojej wyobraźni przedstawia nam bohaterów i założenia świata, które tworzy. Jednak żaden z nich nie zrobił tego w tak spektakularny sposób jak (mam nadzieję) zrobi to Pani J.R. Ward. Celowo piszę "zrobi", ponieważ jej pierwszy tom wcale nie rzuca pełnych wyjaśnień na zasady, które panują w nowym świecie. Mamy tutaj głównego bohatera, który widział, słyszał i przeżył niejedno. Nie boi się pociągnąć za spust, ani rzucić ciętą ripostą, która mocno wpaja się w nasze umysły. Oczywiście zostaje wybrany na przedstawiciela Zbawców w tej nierównej grze właśnie pomiędzy Niebem i Piekłem. Z góry zasada jest prosta - jeżeli zostaje zbawiona jakaś dusza - wygrywa Niebo, jeżeli nie - to punkt zalicza się dla Piekła. Jakie to proste a zarazem koszmarnie trudne, ponieważ nasz główny bohater, będzie się musiał zmierzyć z różnym kalibrem ludzi. Nie wiem dlaczego, ale w tym momencie własnie Jim Heron skojarzył mi się z Księgowym z "Piekielnej zemsty". Oczywiście w głównej rozgrywce pomaga mu dwóch tajemniczych wysłanników innego świata, którzy razem z Jimem tworzą niezapomniany team. Bohaterowie barwni, wulgarni, pyskują na każdym kroku, ale honorowi, wierni swoim założeniom i zasadom - co rzecz jasna tworzy z nich niebanalnych i niepowtarzalnych s***nsynów, których chętnie każdy z nas chciałby spotkać. ;)
Tom pierwszy przedstawia pierwszą dusze do zbawienia lub potępienia. Autorka, właściwie teraz jak nad tym myślę, całkiem nieźle to sobie zaplanowała. W przypadku "Bractwa" po pierwszych dwóch tomach, już wiem w jaki sposób cała seria będzie przebiegała. W przypadku "Upadłych" jest podobnie, przy czym tak na prawdę to wydaje mi się, że autorka będzie budowała napięcie przez całą serię, aż do punktu kulminacyjnego, aż zobaczymy napis "koniec". W "Bractwie" teoretycznie robi to samo, ale w każdym tomie dość dokładnie jest opisywany główny bohater i zamykają się pewne wątki. Tutaj ( w "Upadłych") główny bohater jest owiany tajemnicą. Dokładniej za to są opisywane dusze. Zatem jednak Pani Ward zaskakuje nas nowym, ale nieco szablonowym podejściem do nowej serii. Jestem bardzo ciekawa co dalej z niej wyniknie i z jaką duszą zetknie się ponownie Jim Heron.
Odnośnie technicznej strony: od połowy czytałam niemal w każdej wolnej chwili. Wciąga niesłychanie mocno i już nie popełniałam tego błędu i nie odkładałam jej na później. Jak to w książkach Pani Ward bywa - narracja trzecioosobowa, ale przepełniona mocnym, wulgarnym i ostrym językiem. Oczywiście uwielbiam styl pisania autorki, zatem dla mnie ocena 10/10. Uważam nawet, że język w "Upadłych" był zdecydowanie mocniejszy niż w pewnych momentach w "Bractwie". Może to jest tylko moje wrażenie. Jeśli chodzi o styl pisania to autorka trzyma poziom. Zobaczymy jak będzie z całą historią.
Zapraszam gorąco do lektury!
Dzisiejszego wieczoru zdecydowałam, że zrecenzuję najnowszą powieść pt. "Upadłe anioły", mojej jednej z ulubionych amerykańskich autorek - J.R. Ward. Z autorką spotkaliście się wcześniej na moim blogu, przy okazji recenzji cyklu "Bractwa Czarnego Sztyletu". Po "Upadłe anioły" sięgnęłam z dużą doza rezerwy związaną z obawą, że nowa seria nie podoła spektakularnemu sukcesowi poprzedniczki. Tak na prawdę zastanawiam się dalej nad faktem czy nowość poradzi sobie z utrzymaniem wysokiego poziomu, który autorka sobie dość wysoko ustanowiła, ale... może od początku:
Oczywiście ucieszyłam się przeogromnie, gdy dowiedziałam się, że Pani Ward zamierza rozpocząć nowy cykl. Na początku czytałam wszelkie newsy i informacje, ale im dłużej czekałam to ciągle gdzieś tliła się we mnie wątpliwość. Jednak zaryzykowałam i gdy książka ukazała się w księgarni to ją kupiłam. Bez przesadnego szału. Chyba półtorej miesiąca po polskiej premierze. I co? No i zaczął się problem. Sięgnęłam po książkę i czytając pierwszą połowę ciągle gdzieś liczyłam, że zaraz zza rogu wyskoczy jakiś bohater "Bractwa". Wiem, że to błąd, ale jednak "Bractwo" podobało mi się tak bardzo i wryło się tak mocno w moją literacką duszę, że wciąż strona za stroną popełniałam ten błąd i porównywałam "Upadłe" do "Bractwa". Nie powinnam była tego robić. Myślę, że autorka nie ma na celu pisania czegoś podobnego do siebie bo to by było bez sensu. Zatem zmieniłam swój sposób myślenia o "Upadłych" i wzięłam na wstrzymanie swoje porównania.
Książka opisuje, chyba najczęściej poruszany temat w świecie literackim. Odwieczną wojnę pomiędzy dobrem i złem - Niebem i Piekłem. W swoim życiu wśród książek zetknęłam się już z tym problemem wiele razy. Każdy autor według swojej wyobraźni przedstawia nam bohaterów i założenia świata, które tworzy. Jednak żaden z nich nie zrobił tego w tak spektakularny sposób jak (mam nadzieję) zrobi to Pani J.R. Ward. Celowo piszę "zrobi", ponieważ jej pierwszy tom wcale nie rzuca pełnych wyjaśnień na zasady, które panują w nowym świecie. Mamy tutaj głównego bohatera, który widział, słyszał i przeżył niejedno. Nie boi się pociągnąć za spust, ani rzucić ciętą ripostą, która mocno wpaja się w nasze umysły. Oczywiście zostaje wybrany na przedstawiciela Zbawców w tej nierównej grze właśnie pomiędzy Niebem i Piekłem. Z góry zasada jest prosta - jeżeli zostaje zbawiona jakaś dusza - wygrywa Niebo, jeżeli nie - to punkt zalicza się dla Piekła. Jakie to proste a zarazem koszmarnie trudne, ponieważ nasz główny bohater, będzie się musiał zmierzyć z różnym kalibrem ludzi. Nie wiem dlaczego, ale w tym momencie własnie Jim Heron skojarzył mi się z Księgowym z "Piekielnej zemsty". Oczywiście w głównej rozgrywce pomaga mu dwóch tajemniczych wysłanników innego świata, którzy razem z Jimem tworzą niezapomniany team. Bohaterowie barwni, wulgarni, pyskują na każdym kroku, ale honorowi, wierni swoim założeniom i zasadom - co rzecz jasna tworzy z nich niebanalnych i niepowtarzalnych s***nsynów, których chętnie każdy z nas chciałby spotkać. ;)
Tom pierwszy przedstawia pierwszą dusze do zbawienia lub potępienia. Autorka, właściwie teraz jak nad tym myślę, całkiem nieźle to sobie zaplanowała. W przypadku "Bractwa" po pierwszych dwóch tomach, już wiem w jaki sposób cała seria będzie przebiegała. W przypadku "Upadłych" jest podobnie, przy czym tak na prawdę to wydaje mi się, że autorka będzie budowała napięcie przez całą serię, aż do punktu kulminacyjnego, aż zobaczymy napis "koniec". W "Bractwie" teoretycznie robi to samo, ale w każdym tomie dość dokładnie jest opisywany główny bohater i zamykają się pewne wątki. Tutaj ( w "Upadłych") główny bohater jest owiany tajemnicą. Dokładniej za to są opisywane dusze. Zatem jednak Pani Ward zaskakuje nas nowym, ale nieco szablonowym podejściem do nowej serii. Jestem bardzo ciekawa co dalej z niej wyniknie i z jaką duszą zetknie się ponownie Jim Heron.
Odnośnie technicznej strony: od połowy czytałam niemal w każdej wolnej chwili. Wciąga niesłychanie mocno i już nie popełniałam tego błędu i nie odkładałam jej na później. Jak to w książkach Pani Ward bywa - narracja trzecioosobowa, ale przepełniona mocnym, wulgarnym i ostrym językiem. Oczywiście uwielbiam styl pisania autorki, zatem dla mnie ocena 10/10. Uważam nawet, że język w "Upadłych" był zdecydowanie mocniejszy niż w pewnych momentach w "Bractwie". Może to jest tylko moje wrażenie. Jeśli chodzi o styl pisania to autorka trzyma poziom. Zobaczymy jak będzie z całą historią.
Zapraszam gorąco do lektury!
- KinayS.
Komentarze