To dobre pytanie...

Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, w którym momencie jest dobrze przerwać czytanie książki? 

Wiem to dziwne pytanie, ale ostatnio zastanawiałam się nad tym jak to jest u mnie. Czasami zdarza się tak, że muszę przerwać czytanie książki, ale nie na dzień czy dwa, ale na przykład na miesiąc, a nieraz na pół roku. Wiadomo, że problem pojawia się w momencie, gdy po pół roku takowej przerwy nagle zaczynasz czytać i stwierdzasz, że niekoniecznie pamiętasz szczegóły, które są tak istotne. Logicznym rozwiązaniem jest rozpoczęcie od nowa. No, ale skoro przeczytaliśmy kiedyś w przeszłości już połowę? 
Zdarzało mi się przy niektórych książkach, że musiałam przekartkować fragmenty i przypomnieć sobie szczegóły. Są też takie książki, że nie muszę tego robić. Bohaterowie, sytuacje a nawet np. ulice miast czy nazwy budynków są tak umiejscowione w moim umyśle, że czuję się jakbym tę książkę przestała czytać dopiero wczoraj. 
W moim życiu wiele razy przerywałam moje czytanie. W różnych miejscach (mam tu na myśli akcję w powieści) i z różnym skutkiem. Zdecydowanie stwierdzam, że najgorzej jest przerwać czytanie po trzech, czterech rozdziałach. Nie ukrywajmy nie ma wielu książek, które po tych pierwszych rozdziałach zainteresują Cię tak bardzo, że po przerwie chętnie sięgniesz po nie. Dla mnie to jest najgorszy moment. Często, albo wyciągam zakładkę i odstawiam na półkę "poczekalnia", albo zdarza się, że jestem (dziwnie to zabrzmi) zniechęcona i przedkładam inne tytuły przed ten przerwany.
Była taka jedna książka (którą w odpowiednim momencie zrecenzuję), którą przerwałam i odłożyłam na półkę, ale zmobilizowałam się do jej czytania, ponieważ nie chciałam, aby mi się kurzyła na mojej "aktywnej". Przeczytałam, nie musiałam przypominać sobie szczegółów, ale z innego powodu niż ten który wymieniłam powyżej, odłożyłam - koniec pieśni. 
Są też takie książki, które doznały tzw. "pauzy" i później szczerze żałuję, że przerwałam. Dręczą mnie wtedy wyrzuty sumienia pt. "jak ja mogłam przerwać tę cudowną książkę?". Po prostu, trafiasz na moment, który załóżmy jest tym najnudniejszym i pojawia Ci się przypadek, że musisz przerwać czytanie i bum... nie masz ochoty wracać do tej historii.
Nie jestem zwolennikiem przerw w czytaniu. Zdecydowanie jestem "za" otwarciem okładki i zamknięciu jej, ale po tej drugiej stronie (po zakończeniu całej historii - oczywiście).
Czy Wy też tak macie? 

Przy okazji: pozdrowienia na milą i pogodną niedziele :)

- KinayS

Komentarze

Popularne posty