R40: Anna Ficner-Ogonowska "Alibi na szczęście"

R40: Alibi na szczęście



Cześć,
jeżeli ktoś zapyta mi się jaką książkę kiedykolwiek czytałam na raty i obiecywałam sobie, że ją odłożę, że już nie, że już wystarczy, a która ciągnęła mnie za każdym razem z siła przyciągania ziemskiego to wskażę "Alibi na szczęście" . Sama książka jest kwintesencją kobiecej obyczajówki. Sama sięgnęłam po nią jak byłam w ciąży bo chciałam odpocząć od kryminałów, wampirów itp. I powiem szczerze, że jak zerkam na tę książkę to w sumie zadowolona jestem i dumna z siebie, że dobrnęłam do końca tego grubego tomiszcza jakim jest "Alibi na szczęście".

Sama książka jest ciepłą historia o szczęśliwej miłości pośrodku samych nieszczęść. Historia Hanny, która straciła chyba wszystko co możliwe i ze strachu przed nieznanym usuwa się z życia towarzyskiego, a stawia na samotność i wytonowanie. Ale co gdyby nie wspaniała przyjaciółka Dominika i Mikołaj, który staje na jej drodze, i tak bardzo jak ona chce się od niego odseparować tak on walczy za dwoje, aby Hanna nie wysmyknęła mu się z jego objęć. 

Autorka opisała każdy skrawek życia Hanny w taki sposób, że czytając "Alibi na szczęście" ma się wrażenie jakbyśmy siedzieli w głębokim fotelu i popijając ciepłą kawę, przed kominkiem czuli błogie szczęście. Takie są moje odczucia, gdy czytałam. Nie jest to wcale złe, ale z jednym autorka wykończyła mnie w sposób permanentny. A mianowicie opisy. Opisy, opisy i jeszcze raz opisy. Mam wrażenie, że najzwyczajniejsza kolorowa ściana byłaby przez autorkę opisana na dziesięć stron minimum. Nie będę ukrywać, że ktoś może czuć się urażony tym, że wybrzydzam opisy, ale dla mnie one są cholernie zbędne i chyba nigdy ich nie polubię. Mam takie skrzywienie i nie boje się do tego przyznać. Jednak autorka dokonuje takiego językowego zabiegu, że w całej tej błogości nagle uderza tragicznym faktem z życia bohaterów, że zatrzymujemy się i mówimy "hej! tutaj nie ma wcale samego szczęścia". Uświadamiamy sobie, że życie życiem. I dobra passa nagle może zejść w inną stronę. I tak na prawdę to jest wyjątkowe w tej książce. Autorka opisuje życie - które może potoczyć się tak jak w przypadku Hani tak i w naszym przypadku. 

Utwór - ciepły, przyjemny, czasami (!) nudnawy, że względu na obszerne opisy, ale interesujący na tyle, że ciekawi nas to co się wydarzy dalej. Dlaczego Hanna zachowuje się tak jak zachowuje, dlaczego Mikołaj nie da sobie spokoju w uporczywych staraniach, dlaczego Dominika jest przyjaciółką Hani? To wszystko to kilka osób, których historia wbija się w nasze serca. A! No i jest pani Irenka - osobowość wszechwiedząca i znająca życie, mieszkająca nad morzem. Fajnie byłoby mieć taką swoja panią Irenkę ;).

Wspaniale ukazane morze w książce spowodowało, że inaczej spojrzałam na nie -gdy pojechałam na urlop. Wszystko wspaniale i przytulnie, ale minus dla mnie za opisy. 

Idealna na prezent. Sama kupiłam ją mamie na imieniny, ale moja mama chciała mi rozbić ją na głowie, ponieważ nie porwała jej wcale ta historia. No ale miała takie prawo. Ja przebrnęłam i w rzeczywistości nie żałuję.

"Alibi na szczęście" jest pierwszym tomem serii, ale ja zdecydowanie nie sięgnę po następne tomy, ponieważ uważam, że moja historia z Hanią i Mikołajem zakończyła się tam ;) na plaży. 

Moja ocena - 7/10.

Pozdrawiam
-KinayS.      


Komentarze

Popularne posty